Artykuły

Jesteś tutaj

Artykuły

Witold Mrozek recenzuje Kibiców

«Aktor Żydowskiego Piotr Wiszniowski przyznał się, że od lat chodzi na Legię. Aktorzy Żydowskiego założyli więc klubowe barwy i poszli na „żyletę” - trybunę fanatyków Legii. A kibice poszli do teatru. Powstał bezpretensjonalny spektakl - o wspólnocie (niekoniecznie kibicowskiej) i wykluczaniu z niej.

Reżyser Michał Buszewicz specjalizuje się w przedstawieniach o szczególnych grupach. W "Kwestii techniki" w krakowskim Starym Teatrze o swojej pracy opowiadali niewidzialni na co dzień pracownicy techniczni. Z kolei w przygotowanych wspólnie z reżyserką Anną Smolar "Aktorach żydowskich" przyglądali się stereotypom, paradoksom i specyfice funkcjonowania artystów w Teatrze Żydowskim - jednej z dwóch europejskich scen wciąż grywających w jidysz, gdzie aktorzy niekoniecznie są Żydami i gdzie przez lata funkcjonowało się jakby na uboczu teatralnego świata.

Czy kibice kochają Hitlera

To nie jest teatr dokumentalny. A przynajmniej nie taki, w którym na scenie po prostu odgrywa się reportaż. W pomysł "Kibiców" Buszewicza wkalkulowana jest pewna nieporadność; śmiałość utopii, a zarazem pokora - bo przecież mowa o projekcie, który, jak mówią twórcy na samym początku, "nie może się udać".

Nie ma w tym spektaklu mędrkowania: "na drodze wieloletnich badań i obserwacji ustaliliśmy, że kibice są tacy a tacy". Raczej: "próbowaliśmy zrobić w teatrze rzecz o spotkaniu aktorów i kibiców, zobaczcie, co nam wyszło, co się nie udało, z jakimi problemami niespodziewanie musieliśmy się zmierzyć".

"Kibice" zaczynają się jak prezentacja warsztatów teatralnych dla amatorów - na otoczonej przez widzów niewielkiej arenie aktorzy odpowiadają na pytania z offu: kto kiedyś był na "żylecie", a kto nie, kto identyfikuje się z religią... Powoli spektakl układa się w opowieść o niecodziennym spotkaniu, konfrontowaniu stereotypów i uprzedzeń. O Żydach w mediach, polityce i finansjerze - i o tym, czy każdy zdyscyplinowany ruch tłumów na trybunach musi od razu kojarzyć się z Hitlerem.

Trzymaj się, Stary!

Kibic bywa też fetyszem dla liberalnej czy lewicowej inteligencji, wcielonym "prawdziwym ludem", z którym należy się skomunikować, który trzeba wyemancypować albo którego ciemnotę należy rytualnie potępić. Buszewicz z dramaturgiem Sebastianem Krysiakiem stronią od protekcjonalizmu, udaje im się też uniknąć związanych z kibicami klasowych stereotypów - aktorka Małgorzata Trybalska opowiada np. o prawnikach z "żylety".

Czego można zazdrościć kibicom? Patrząc na "Kibiców" z Żydowskiego - wspólnotowych doświadczeń czy zdolności do wyrażania emocjonalnego, żywiołowego przekazu. Stąd mocno w pamięć zapadają fragmenty, w których o zagrożonych polskich teatrach mówi się (a właściwie skanduje) środkami stadionowymi: "Trzy-maj się, Sta-ry!" (dedykowane narodowej scenie z Krakowa) czy "Poz-dro-wie-nia do pod-ziemia!" (chodzi o wrocławski Teatr Polski w Podziemiu). Ale w tej utopii chodzi o to, by się nawzajem od siebie uczyć - stąd wychwalanie Legii na klezmerską nutę.

Brzmi dziwnie? Groźnie? O ryzykowności tematu i poziomie napięć świadczy przedpremierowa wymiana oświadczeń.

"Kibice występujący w spektaklu nie są reprezentantami oficjalnych stowarzyszeń kibicowskich ani klubu Legia Warszawa", "nie są wykorzystywane w nim żadne znaki zastrzeżone i towarowe" - zapewniał teatr.

Z kolei w stanowisku "grup kibicowskich" na portalu legionisci.com możemy przeczytać: "Żałosne jest, że nazwa naszego ukochanego klubu jak również jego kibice, stają się swoistego rodzaju trampoliną dla zwykłej szmiry, którą w innym przypadku prawdopodobnie nikt by się nie zainteresował. Na tego typu sformułowania pozwalamy sobie, gdyż całkowicie nie wierzymy w czystość intencji osób zgromadzonych wokół tego koszernego projektu".

Kibicowski szmonces

Można by się przyczepić, że zaangażowani przez Buszewicza kibice nie są dość "straszni" - w końcu Tomek, niegdyś radykał nie tylko kibicowski, ale także polityczny, ma już doświadczenie w teatrze amatorskim, i to we współtworzonym przez uchodźców stowarzyszeniu Strefa Wolnosłowa. Z kolei Elwira - opowiada, że więcej razy z nienawiścią i uprzedzeniami zetknęła się nie na stadionie, ale poza nim - pracowała jako scenografka, więc teatr to dla niej nie pierwszyzna.

Tyle że sam Buszewicz w wywiadach opowiadał o trudach przekonywania kibiców (w barach i na forach) do wzięcia udziału w przedstawieniu o byciu kibicem. Nie mamy więc próby reprezentatywnej, ale kilku odważnych, którzy próbują zmieniać kibicowską społeczność - i społeczeństwo.

I tak wspomniany Tomek pokazuje, jak zachowałby się, gdyby przed 20 laty spotkał na "żylecie" postać z brodą i pejsami, która kibicowałaby drużynie przeciwnej. Historia o niezaistniałej przemocy tu staje się przyjacielską pogaduszką, jest jakby wzięta w nawias - nie ma być policyjną "rekonstrukcją" ani terapeutycznym "ustawieniem". W takich momentach ujawnia się charakterystyczne dla tradycji Żydowskiego poczucie humoru - to, co z braku pomysłu na lepsze słowo określa się często w pisaniu o Żydowskim "szmoncesem". A charyzma Tomka jako performera nadaje temu humorowi nową teatralną jakość.

Kibice o "Kibicach": nie interesuje nas "sztuka o kibicach"

"Kibice" to też bezpretensjonalna i uczciwa wypowiedź o tym, co się da zrobić ze społeczeństwem podzielonym i pełnym uprzedzeń - i o tym, czego teatralnym spektaklem zrobić się jednak nie da. Olaf Linde-Lubaszenko (fan Legii) wygłasza z ekranu monolog trzeciego zaangażowanego początkowo w spektakl kibica, który zrezygnował z udziału.

Po publikacji pierwszych materiałów promocyjnych ów kibic zaczął dostawać "zniechęcające" telefony i wiadomości. W finale "Kibice" przechodzą w poetycką opowieść o mechanizmie wykluczania, na którym buduje się wspólnota, nie tylko kibicowska. Problemy, które ten spektakl wskazuje, są jak najbardziej realne.

W cytowanym już oświadczeniu "grup kibicowskich" czytamy: "To my decydujemy z kim będziemy prowadzić dialog i jakie problemy są dla nas istotne. Na pewno nie są istotne te, które porusza wspomniana "sztuka o kibicach". Na naszym stadionie panują nasze zasady i nasze przekonania. Nie interesuje nas to, co myśli o nas "nowoczesne" i "postępowe" społeczeństwo. Nasze środowisko pozostanie takie, jakie jest i żadna publiczna dyskusja go nie zmieni".

Ale, jak rzadko w polskim internecie, komentarze pod tekstem są bardziej optymistyczne niż komentowany tekst. Nie tylko Teatr Żydowski wciąż potrafi zaskakiwać.»

"Kibice" Teatru Żydowskiego, czyli Legia na klezmerską nutę. Ten spektakl "nie mógł się udać". I się udał"

Witold Mrozek

Gazeta Wyborcza online - Kultura

<<Link do źródła>>